Stwierdzilam ze te zycie jest mega pojebane...Przyjzalam sie ludziom w naszej budzie...jejciu powoli zastanawiam sie skad biora sie tacy ludzie...Zero tolerancji wobec innych, typowa chamota, zero normalnosci, normalnie jakies cyborgi...
Ostatnio przyuwazylam ze juz sie dogadac z najlepszymi qmplami i przyjacielami nie umiem...;( ludzie mnie nie rozumieja...Oczywiscie otacza mnie wspaniala paczka bez ktorej nie umialabym zyc ale to juz nie jest ta sama paczka...Czuje sie jak jakis odmieniec...W ogole im bardziej poznaje ludzi tym bardziej wole byc szara myszka, zamknieta w sobie tak jak w zeszlym roku...Ginie we mnie czlowiek...
Ludzie sa falszywi...Im nie mozna ufac....Przeciez czlowiek nie kamien predzej czy pozniej cos wypapla...
Po co byc otwartym czlowiekiem, skoro zaraz Ci inni dupe obrabiaja?
Moze w wiekszosci tej notki nie mam racji...Ale co ja moge za to ze tak to odbieram? NA tym swiecie poprostu nie ma miejsca dla takich ludzi jak ja...Czasami mialabym ochote poznac taka bratnia mi dusze...Taka ktora pierdolila by wszystko i jakby jej sie cos nie podobalo to pokazywala by fucka i mowila ludziom prosto w twarz co o nich mysli...Taka ktora by mnie rozumiala i zarazem akceptowala...Tylko szkoda ze takich ludzi na swiecie jest bardzo malo....
Mam nadzieje ze nikogo ta notka nie urazilam, ale naprawde zaczynam czuc ta nieprzyjemna obojetnosc wobec swiata... Pozdrawiam wszystkich bardzo mocno:****